ORB ? - co to takiego dowiedziałam się wczoraj kiedy umieściłam na fb moje zdjęcie z tymi dziwnymi kulami - na jednym naliczyłam ich aż siedem. Zaciekawiona umieściłam zdjęcie które później usunęłam bo dowiedziałam się że umieszczanie tego typu zdjęć w internecie jest niebezpieczne.
Ludzie którzy mają wielką wiedzę na ten temat powiedzieli mi, że te kule to ORB - czyli dusze.
Poniżej zdjęcie, którego właścicielem jest
Pani Lucyna Hrehorowicz
|
źródło http://www.cudownyportal.pl/ |
Kule orbs to okrągłe plamy pojawiające się na zdjęciach.
Na moich zdjęciach orbsy są przede wszystkim na zdjęciach podczas Wigilii. Przejrzałam zdjęcia kilka lat wstecz i w 98% obrsy są zawsze na mnie i to do kilku "sztuk"
Dowiedziałam się, że na jednym zdjęciu jest kula mojej babci. Wiadomość ta bardzo ucieszyła mojego tatę - sceptyka z natury, który bardzo się ucieszył, że jego mama jest z nami podczas Wigilii.
Nigdy oglądając zdjęcia nie zwracałam uwagi na te kule - czy były one duże czy małe. Dziś wiem, że te dusze są przy mnie. Nie bardzo jeszcze wiem, w jaki sposób mam im pomóc i czy w ogóle takiej pomocy oczekują. Zdając sobie sprawę, że jest ich przy mnie sporo - troszkę mi dziwnie.
Zastanawiam się czy czerpią ze mnie jakąś energię - tłumaczyło to by ciągłe moje zmęczenie i brak sił witalnych.
Poszukałam w internecie i oto co znalazłam:
Pracujący dla NASA naukowiec, prof. Klaus Heinemann zaintrygowany
zjawiskiem orbs, starał się rozwiązać ich zagadkę. W czasie swych badań
doszedł do nieoczekiwanych wniosków. Gdzie zatem kryje się prawda o tym
kontrowersyjnym zjawisku, które wiele osób uważa za realne? Zachęcamy do
lektury tekstu o naturze orbs, teoriach i odkryciach na tym polu.
W większości przypadków “orbs” można łatwo wyjaśnić. Na przykład,
tajemniczy obiekt na tym zdjęciu to najprawdopodobniej… drobinka kurzu.
Początkowo wyglądało to jedynie na ciekawy zbieg okoliczności. Prof.
Klaus Heinemann, naukowiec pracujący dla amerykańskiej agencji
kosmicznej NASA, studiował kolekcję fotografii, które jego żona wykonała
na spotkaniu duchowych uzdrowicieli. Zauważył, że na wielu z nich
pojawia się ta sama blada, choć wyraźnie widoczna kula światła
przypominająca miniaturowy księżyc i unosząca się nad niektórymi z
uczestników. Jak większość racjonalnie myślących ludzi, założył, że
powstała ona w wyniku błędów.
-
Założyłem, że koła pojawiały się z powodu drobinek kurzu, anomalii flesza, cząstek wody itd. –
mówi prof. Heinemann. Byłem na tyle zaintrygowany, że wróciłem do
pomieszczenia, gdzie wykonano zdjęcia w nadziei odnalezienia wyjaśnienia
w postaci np. znajdującego się w tle lustra. Jednakże na nic to się
zdało.
Prof. Heinemann nie był również w stanie odnaleźć usterek w aparacie
swej żony. Jako naukowiec mający doświadczenie w skomplikowanych
technikach mikroskopowych, zastosował bardziej niż rygorystyczne metody.
Wciąż zdziwiony Heinemann postanowił poszukać innych czynników mogących
wyjaśnić zagadkę tajemniczych kul. Wraz z żoną w różnych
okolicznościach wykonał setki cyfrowych fotografii, aby stwierdzić, czy
może powtórzyć tajemniczy efekt. Odpowiedź brzmiała następująco i co
najmniej dziwnie: Można wywołać efekt lśniących orbs, jeśli tylko…
„poprosi” się je o pojawienie przed obiektywem. Para odkryła ponadto, że
metoda ta szczególnie przydatna jest podczas zgromadzeń.
O co jednak chodzi?
Po raz kolejny w sferę wyjaśnień mogła wchodzić pewnego rodzaju
techniczna usterka, co często ma miejsce w fotografii cyfrowej. Jeśli
przypadkowo poruszy się aparatem w czasie wykonywania zdjęć, szczególnie
w słabym świetle, można spowodować łatwo efekt podwojenia obrazu.
Jednak prof. Heinemann po raz kolejny wykluczył techniczną wadę:
-
Byliśmy w stanie szybko wyeliminować częste problemy łączące
się z fotografią, jak np. drobinki kurzu, krople wody, odbicia i grupę
innych prawdopodobnych przyczyn.
Orbs jednak wciąż się pojawiały i im więcej zdjęć naukowiec
wykonywał, tym bardziej był w stanie odkryć dziwaczne właściwości tych
tworów. Heinemann wykonał w kontrolowanych warunkach dziesiątki
eksperymentów przy użyciu dwóch aparatów ustawionych na statywach.
Podczas początkowych badań udało mu się ustalić, że orbs mogą poruszać
się z zadziwiającymi prędkościami dochodzącymi do ponad 500 mil na
godzinę.
Odkrył on także w czasie swych licznych eksperymentów, że aparaty
ustawione pod dwoma odmiennymi kątami często były w stanie uzyskać obraz
tylko jednej formy. Czy zatem orbs w jakiś sposób wybierał aparat,
przed którym się ukaże, a może sam decydował o swym pojawieniu?
Ostatecznie Heinemann doszedł do jednego wniosku mówiącego, że ma do
czynienia z pewnym rodzajem paranormalnej inteligencji.
-
Nie mam wątpliwości, że orbs mogą być jednym z najważniejszych
zjawisk o naturze wykraczającej poza naszą rzeczywistość, jakich
świadkiem jest ludzkość. Jak na razie istnieje duża liczba niegodnych
uwagi dowodów na istnienie świata duchów. Wierzę, że ta sytuacja się
zmieni. Dzięki technologii cyfrowej możemy dostrzec to po raz pierwszy.
Mamy do czynienia z niefizycznym, choć realnym zjawiskiem – mówi profesor.
Istnieje oczywiście pokusa, aby odrzucić podobne twierdzenia jako
niedorzeczność. Rzeczywiście – koledzy prof. Heinemanna uznali jego
badania za bezsensowne. Jednakże rosnąca liczba naukowców dopuszcza
możliwość, iż owe formy, które pojawiają się na zdjęciach wykonywanych
na całym świecie, mogą umożliwić wgląd w nieznany nam świat.
Na początku roku w Sedona w stanie Arizona miała miejsce pierwsza na
świecie konferencja poświęcona orbs, gdzie kilku zgromadzonych naukowców
potwierdziło, że jest to rzeczywiście prawdziwy paranormalny fenomen.
Ich wnioski, jeśli oczywiście są prawdziwe, mogą mieć wielki wpływ na
nasze postrzeganie wszechświata i roli jaką pełni w nim ludzkość.
Eksperci stwierdzili, iż jeśli coś nie jest naukowo potwierdzone, wcale
nie oznacza, że nie istnieje. Prof. William Tiller, fizyk który spędził
35 lat na badaniach świadomości i materii na Uniwersytecie Stanford w
Kalifornii przypomniał, że naszymi oczyma widzimy jedynie 10% znanego
nam wszechświata. Dzieje się tak, ponieważ ludzki wzrok operuje wewnątrz
ograniczonego zakresu spektrum elektromagnetycznego. Dla przykładu, nie
widzimy fal radiowych, które przenoszą ogromną liczbę informacji, a
które bezsprzecznie istnieją.
Miceal Ledwith, były wykładowca teologii, który przez 10 lat pełnił
funkcję Przewodniczącego Maynooth College na National University of
Ireland (Irlandzki Uniwersytet Narodowy), podobnie przypomina sceptykom,
że gdy w 1861r. dr Ignaz Semmelweis twierdził, że może istnieć
niewidzialne ogniwo łączące mycie przez lekarzy rąk a wysoką liczbę
infekcji przy porodzie, większość jego kolegów kpiła z niego. Jednakże
znalazł on pierwszy dowód tego, co potem stało się znane jako bakteria.
-
Większość wielkich odkryć w historii była początkowo wyśmiewana – powiedział Ledwith na konferencji dotyczącej orbs.
Dla
mnie nie ma wątpliwości, że zjawisko orbs jest realne i zasługuje na
poważne traktowanie. Nie posiadamy tylko kilku ich wizerunków, które
mogłyby być sfałszowane, ale setki tysięcy zdjęć z całego świata.
Ledwith, który jest również członkiem Międzynarodowej Komisji
Teologicznej w Watykanie, posiada kolekcję ponad 100.000 zdjęć
przedstawiających orbs.
-
Pojawiają się we wszystkich rozmiarach, różniąc się średnicą od kilku cali do kilku stóp –
dodaje. Czasem pojawiają się samotnie, innym razem w liczących setki
sztuk grupach, w kolorach od bieli po niebieski, zielony, czerwony, a
nawet złoty. Przez ten czas uświadomiłem sobie, że niezbędny do ich
uchwycenia jest flesz, nawet w świetle dnia. Wierzę, że dzieje się tak
dlatego, że orbs dostrzec możemy jedynie dzięki procesowi znanemu w
fizyce jako fluorescencja. Błysk z aparatu generuje proces
fluorescencji, co czyni orbs widocznym dla obiektywu. Ledwith nie jest
wciąż pewien, czym orbs mogą być naprawdę, ale nie ma wątpliwości, że
mają paranormalną naturę. Uważam, że mogą być wieloma rzeczami. Może
okazać się, że są to dusze osób, które odeszły lub, jak twierdzą
niektórzy nauczyciele duchowi, duszami oczekującymi na narodziny w ciele
fizycznym – mówi Ledwith. Mogą również reprezentować pewien rodzaj
innej inteligencji – od duchów poprzez istoty z czystej energii, które
nigdy nie inkarnowały się w postaci fizycznej. Istnieją setki
różnorakich typów orbs.
Wielu z obecnych na konferencji naukowców uważa, że orbs to
plazmoidalne kule energii, ale takiego jej rodzaju, który nie może
zostać wykryty w warunkach fizyki i który znajduje się pod kontrolą swej
formy i kształtu. Godne zauważenie jest także to, że można je
sfotografować w miejscach specyficznych:
-
Zdecydowanie zdają się je przyciągać zgromadzenia o duchowym charakterze – mówi Ledwith. Regularnie obserwujemy orbs w pobliżu głów lub rąk uzdrowicieli.
Prawdopodobnie uczestniczą one w procesie duchowego uzdrawiania.
Wystarczy zwrócić uwagę na przypadek fotograf Anny Donaldson, autorki
zdjęcia medium Keith Watson, którą poproszono o pomoc w sprawie
zniknięcia Sarah Payne, dziewczynki uprowadzonej 7 lat temu w czasie
zabawy przed domem swych dziadków w Zachodnim Sussex. Fotografię
wykonano dokładnie w miejscu, gdzie Sarah widziano ostatni raz, ponieważ
medium zasugerowała, iż może tam coś „wychwycić”. Gdy zdjęcia zostały
wywołane, na jednym z nich pojawiła się jaśniejąca kropka.
-
Nie wierze w żadne ze zjawisk paranormalnych – mówi Anna,
ale nie mogłam dopatrzeć się winy aparatu. Jeśli taka wystąpiłaby, zatem
wszystkie fotografie powinny nosić ślady błędu, nie zaś tylko jedna z
nich. Wciąż sceptycznie nastawiona Anna kazała poddać film oraz zdjęcia
analizie na obecność usterek technicznych, jednakże po raz kolejny nikt
nie był w stanie dostarczyć logicznej odpowiedzi do czasu, aż pewien
człowiek zasugerował, że fotografie mogą być dowodem „aury”. Od członka
Instytutu Mediumicznego Anna dowiedziała się, że niebieskawy kolor jaki
przybrał orbs, sugerować może obecność bardzo młodej duszy.
Wciąż zaintrygowana Anna postanowiła sfotografować Watson raz
jeszcze, dokładnie w miejscu, gdzie zniknęło inne dziecko, tyle że tym
razem w Grecji. Ku jej zdziwieniu na fotografii po raz kolejny pojawiła
się niebieska kula. Następnego dnia, kiedy Anna powtórzyła próbę, aby
wyeliminować możliwość świetlnego triku, rezultat był podobny, tyle że
tym razem pojawiły się dwie pomarańczowe kule.
-
Więc tym, co teraz posiadałam były wizerunki orbs z trzech
różnych aparatów, w dwóch krajach, w trzech różnych dniach – nie było
mowy o przypadku lub usterce technicznej. Wciąż nie wiem, co o tym
myśleć, ale podejrzewam, że ponieważ aparat może uchwycić obraz w czasie
1/2000 sekundy, może być w stanie wykryć to, czego oko nie widzi.
Czy mogły to być zatem duchy zaginionych dzieci?
Terri Caldwell, uzdrowicielka z Belbroughton jest jedną z osób, które uważają, że orbs stanowią manifestacje ludzkich dusz.
-
Jak dla mnie orbs stanowią duchowy świat żyjący po prostu własnym życiem –
mówi. Uważam, że wszyscy jesteśmy duchami posiadającymi fizyczne
doświadczenia, a gdy umieramy nasze pole energetyczne, które przenosi
wszystkie informacje o nas, trwa dalej.
Nie wszyscy są jednak do tego przekonani. Gary Schwarz z Arizona
Uniwersity przeprowadził wiele eksperymentów dotyczących orbs wraz z
optykiem Katharine Creath i pozostaje w tej kwestii sceptyczny.
-
Uważamy, że znaczna większość tzw. zdjęć orbs jest zbyt łatwo
przypisywana pewnej formie zjawisk paranormalnych, gdyż w rzeczywistości
zagubione odbicia w niekontrolowanych warunkach dają często
przypominające orbs wizerunki. Nie zniechęca to jednak Miceala Ledwitha, który uważa, że są one zbyt rozpowszechnione, aby uważać je za zwykłe pomyłki.
-
Orbs są codzienną częścią rzeczywistości, tak samo jak my – utrzymuje.
Ich
świat może być tak samo realny jak nasz, ale istnieć na wyższych
częstotliwościach. Jeśli zmienia się kanał telewizyjny, przełącza się na
różne częstotliwości, które noszą różne informacje. Nielogicznym jest
myślenie, że to, czego zobaczyć się nie da, nie może istnieć, ponieważ
ludzkie oko jest w stanie wychwycić bardzo wąską część spektrum
świetlnego. Wiele zwierząt widzi w spektrach niedostępnych dla nas.Prof. Heinemann podsumował to w następujący sposób:
-
Badania nad orbs znajdują się w powijakach. Jednakże fotografie
owych duchowych form prezentują świadectwo, najbliższe jak dotąd
naukowym dowodom, do potwierdzenia istnienia rzeczywistości duchowej.
Tłumaczenie i opracowanie: Serwis NPN
Źródło:
Daily Mail, 20/07/07.
Kule orbs towarzyszą człowiekowi od
momentu urodzenia aż do śmierci. Są obecne w ważnych momentach życia, jak
chrzest czy ślub, ale także w zupełnie błahych, jak zabawa z psem na działce.
Okazało się szybko, że nazywanie wszystkich tajemniczych kul mianem
"orbs" jest zbyt dużym uproszczeniem. Niektóre są półprzezroczyste i
ledwo widoczne, inne gęste i sprawiają wrażenie, jakby były zrobione z jakiejś
plastycznej materii. Kule orbs posiadają coś w rodzaju powierzchni, a nawet
niektóre z nich mają na sobie ciemną plamkę. Poruszają się w powietrzu, potrafią
przelatywać przez ściany i chyba każdy rodzaj materii. Ciekawe jest to, że te
dziwaczne kule znakomicie widzą zwierzęta, a zwłaszcza koty.
Ciekawy artykuł:
ORBS można przywołać!
Od czasu,
kiedy zaczęliśmy pisać o kulach typu „ORBS”, dostaliśmy kilkaset maili ze
zdjęciami, na których widać te tajemnicze obiekty. Od samego początku
twierdzimy, że te niezwykłe kule towarzyszą człowiekowi chyba od początku jego
pojawienia się na Ziemi, są niewidoczne dla ludzkiego oka, chętnie podlatują do
człowieka, mają różną strukturę, kolor, gęstość, barwę. Wychwytuje je klisza
fotograficzna lub matryca aparatu cyfrowego. Wszelkie kropelki wody, pyłki,
lecące drobinki czy nawet owady – one wyglądają inaczej niż „ORBS”, mówiąc
krótko – są czymś innym! Z zebranego przez nas materiału wynika niezbicie, że
kule te interesują się człowiekiem, potrafią przebywać zarówno w momencie
chrztu, jak i pogrzebu. Mamy zdjęcia, kiedy te tajemnicze obiekty znajdują się
nad osobami tańczącymi w klubie, jak i podczas ćwiczeń straży pożarnej. Osoby
jasnowidzące wielokrotnie wspominały o energiach, które w świecie fizycznym
poruszają się właśnie w postaci kul, gdyż właśnie taką postać przyjmuje energia
w przestrzeni. Kiedy zaczęły pojawiać się pierwsze filmy pokazujące kule „orbs”
w ruchu - zaczęliśmy dowiadywać się coraz więcej o ich ruchu, zwyczajach,
torach lotu, zachowaniach. Fenomenalną rolę odegrał tutaj film nagrany przez
układ monitorujący Roberta Brzykcego ze Żnina, który nagrał taki obiekt 18 maja
2003 roku. Potem zaczęły do nas docierać kolejne filmy pokazujące orbs, ale
żaden z nich nie zbliżył się do tego „ideału”. Chociaż… przepraszam, zdarzyło
się to ostatnio, kiedy przyjechał do nas gość z Łotwy, z organizacji UFOLATS,
Jevgenijs Sidorovs. Pokazał on taki sam obiekt w ruchu nagrywany kolejno przez
kilka kamer telewizji przemysłowej, które uruchamiały się automatycznie, jedna
po drugiej, wyczuwając ruch „nocnego gościa”. Widok niesamowity – co tu
opowiadać. Ale i nasz łotewski przyjaciel „wymiękł”, kiedy zobaczył film
Roberta Brzykcego z 18 maja 2003…. Nie ma co się licytować, kto ma lepsze filmy
pokazujące to zjawisko, które jest na pewno związane z fenomenem kręgów
zbożowych czy np. miejscami kultu. Powstało ciekawsze pytanie: czy można
świadomie i sztucznie przywołać takie obiekty? Czas było przeciąć wątpliwości,
a można to było zrobić tylko w jeden sposób.
Jest sobota 10 września, na tyłach gmachu „Gazety Wyborczej” znajduje się
siedziba radia TOK FM. Kilka minut po 17.00 na antenie padają słowa: „Uwaga
słuchacze, mamy specjalną prośbę do wszystkich słuchających nas w Warszawie,
którzy mają czas, samochód i – to ważne – posiadają aparaty cyfrowe. Zamierzamy
przeprowadzić unikalny eksperyment. Po audycji jedziemy w miejsce pod Warszawą,
gdzie spróbujemy przywołać kule typu „ORBS”. Uwaga, podaję adres redakcji TOK
FM, znajdziecie nas przy ulicy Czerskiej 14…” Kiedy kończy się program z serii
„Archiwum”, pod redakcją czekają samochody ze słuchaczami. Szybko formujemy
konwój i ruszamy w kierunku Legionowa. Tam czeka na nas Jarek, który jako
miejsce eksperymentu zaproponował polanę niedaleko swojego domu. To tam,
kilkanaście miesięcy wcześniej, były koła na trawie, prawdopodobnie miejsca po
lądowiskach obiektów typu UFO. Po przyjeździe na miejsce i zaparkowaniu
samochodów rozdzielamy zadania. Naszym działaniom przygląda się Agnieszka,
dziennikarka miesięcznika Claudia, która pisze reportaż o Fundacji NAUTILUS
(polecamy numer grudniowy). Wydaje się, że nie do końca wierzy w powodzenie
całej operacji. Zapis wydarzeń jest rejestrowany przez kamerę Magdy, która o
Fundacji kręci film w ramach prac Łódzkiej Szkoły Filmowej. Mamy jasno ustalony
plan: na trawie kładziemy laptop, z którego będzie emitowana wyjątkowo silna
mantra mnichów tybetańskich (już wcześniej dochodziły do nas sygnały, że dźwięk
mantr przywołuje kule). Obok komputera kładziemy kilka zdjęć, które zawierają
coś, co także bardzo „interesuje” kule. Na zdjęciach są święte znaki, których
rodowód nie jest „ziemski”, a piszę to z bardzo dużym prawdopodobieństwem.
Odchodzimy na bok, słychać dźwięk mantry, zaczynają błyskać flesze.
Piotr Żółkoś z Warszawy, akurat słuchał Radia TOK FM i usłyszał niezwykły apel.
Pomyślał „dlaczego by nie?” i w ten sposób dołączył do naszej ekipy. To on
pierwszy zawołał „Mam na zdjęciu kule!”. Podchodzimy i oglądamy jego ekranik na
aparacie cyfrowym – no tak, przyleciały… Nawet nie byliśmy specjalnie
zdziwieni. Potem jednak jest już tylko ciekawiej i ciekawiej. Łukasz Bartecki z
Fundacji od kilku tygodni ma znakomity aparat cyfrowy typu lustrzanka. Mimo robienia
wielu zdjęć nie udało mu się sfotografować żadnej kuli typu ORBS. Do czasu, a
mówić precyzyjniej do 10 września. - Niezły numer, mam kulę… - powiedział po
dokładnym obejrzeniu zdjęcia. Faktycznie, widać, jak do laptopa zbliżył się
mały, kulisty obiekt. Powstają kolejne zdjęcia, na których widać kule,
dziesiątki zdjęć. Pojawia się pomysł, aby wzmocnić eksperyment samemu inicjując
Mantrę „OM”. To bardzo silna mantra, jedna z najmocniejszych. Ukradkiem
patrzymy po sąsiadach naszej łąki, czy przypadkiem nie wezmą nas za wariatów
albo członków groźnej sekty… ale nie – wszyscy są zajęci oglądaniem
przezabawnych programów telewizyjnych serwowanych w niedzielny wieczór.
Tymczasem powstają kolejne zdjęcia kul, które – takie mam wrażenie – coraz
liczniej przylatują do eksperymentatorów. Wreszcie pada propozycja: czas na
herbatę! Kawalkada samochodów opuszcza polanę i wszyscy spotykamy się z knajpce
przy drodze Warszawa-Jabłonna. Pracują pełną parą nasze laptopy – zdjęcia są
natychmiast prezentowane na ekranach komputerów. Eksperyment przerósł nasze
najśmielsze oczekiwania – zdjęć z kulami jest ponad 100 mega… sporo, nawet jak
na duże dyski. Na gorąco wymienialiśmy uwagi, nasi słuchacze byli wyraźnie
zaskoczeni efektami, które dało tak prozaiczne wydawałoby się doświadczenie…
Niektórzy jeszcze nie mogą się z tym pogodzić.
- A może to pyłki, które na przykład oderwały się od trawy, a my naiwni
wzięliśmy je za kule… No, kropelki wody to już nie, po wszędzie sucho jak na
pustyni, no i ta temperatura, gorąco jak diabli… Ale te pyłki, załóżmy że to
pyłki… zobacz na te zdjęcia, one wyraźnie przemieszczają się, dolatują do tego
komputera! Coś mi się wydaje, że będę jeszcze dzisiaj długo o tym myślał…
Niesamowite… Było ciekawie tego 10 września. Nigdy wcześniej nie udało się
sfotografować tych obiektów równocześnie przez tyle aparatów fotograficznych.
Efekty? – po prostu każdy może je zobaczyć. Po chwili okazuje się, że naprawdę
ciekawie robi się wtedy, kiedy zaczynamy rozjaśniać zdjęcia. A niech to… co to
jest, czym są te kule?! – dyskusja tego pamiętnego wieczoru na pewno momentami
nadawała się do dobrego serialu komediowego. Materiał zebrany tego wieczoru
przekażemy Polskiej Akademii Nauk, bo tak naprawdę tam jest właściwe miejsce na
badanie tego zjawiska. Co, że nie wierzą? Że się śmieją? Że pukają się w głowę?
Spokojnie, mamy czas, mamy materiały, mamy zdjęcia i mamy kartę atutową w tej
rozgrywce – filmy. A 10 września 2005 roku „poszła nam niezła
karta!”.
źródło:
http://www.nautilus.org.pl/
Inny ciekawy artykuł:
Jak wyglądają 'dusze'/'duchy'/'energie' ?